Wiatr delikatnie muska moje włosy. Lekka jak piórko dzięki skrzydłom unoszę się... Napawam się twoim słodkim oddechem, pochłaniam cię całego. Odurzam się, działasz na mnie jak narkotyk... narkotyk szczęścia. Uzależniłam się , nie potrafię już żyć bez ciebie!
To jest jak śmierć, Kawałek po kawałku odpada skóra, Szron w płucach, W kółko przewijają się te same pytania, Strata rozrasta się jak guz, Zostały tylko pierwiastki niełączące się z chemią, Idealne tło, Pora odejść.
Wyłączając racjonalne myślenie spoglądam z boku.Próbuję dostrzec w bliźnich to czego inni nie widzą,wśród stert złych stron odnajduje te dobrą.W uśpionych szarościach szukam pięknych kolorów życia.Często jednak ten dziecięcy optymizm opuszcza mnie, poddaje się.Z pewnej wysokości świat wygląda całkiem inaczej, tu sny bardzo różnią się od rzeczywistości, słowa od czynów... Więc godzę się, jak liść na wietrze nie stawiam oporu lecąc aleją pustych drzew. Nie mając na nic wpływu, karmie się nadzieja i spokojnie czekam co przyniesie kolejny dzień.
Szmery starego roku ucichły, zgiełk opadł. Stare problemy rozmnożyły się, dały na świat potomstwo. Część postanowień noworocznych ulotniła się wraz z bąbelkami szampana, resztę na jakiś czas przykrył biały niewinny puch. Stęchłe powietrze śmierdzi jeszcze bardziej niż zawsze, głupota, straconym życiem. Puste oczy jak tarcza nie pozwalają uciec uczucią, szczelnie kryją tajemnice...